Weekend w Wilnie



Sama nie wiem dlaczego tak długo zwlekałam z wizytą w Wilnie. Może po prostu było mi tam nie po drodze. Kilka miesięcy temu udało mi się upolować stosunkowo tanie bilety Polskiego Busa no i nie było już żadnej wymówki. Tak się szczęśliwie ułożyło, że nasz wyjazd zbiegł się w czasie z dniem Europy, mogliśmy więc liczyć na dodatkowe atrakcje.

Podróż PB do Wilna zajmuje 7 h, więc dojechaliśmy na miejsce dopiero późnym popołudniem. Zakwaterowaliśmy się w hotelu, odpoczęliśmy i wyruszyliśmy na poszukiwanie litewskiego jedzenia. 

Hotel, w którym się zatrzymaliśmy to Stay Express Hotel. Dużym plusem był fakt, że obiekt jest położony +/- 700 metrów od dworca autobusowego. Jakoś w stosunku do ceny oceniam na 4/5. Doba hotelowa dla jednej osoby to koszt około 50 zł. Nie można więc było wymagać zbyt dużo. Pokoje bardzo malutkie (gdyby nie przestrzeń pod łóżkiem ciężko by było funkcjonować przy rozłożonej walizce), łazienki również mikroskopijne. Polecam raczej młodym, którzy nie mają zbyt dużo wymagań co do komfortu.





Drugi dzień upłynął nam na zwiedzaniu. Rozpoczęliśmy pod Ostrą Bramą, prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnym zabytkiem w Wilnie. 


Ja Wilno zapamiętam na pewno jako miasto kościołów i małych wąskich uliczek.




Tu na zdjęciach okolice Ratusza Wileńskiego. 



Wilno to klimatyczne miasto, przypominające wyglądem naszą warszawską starówkę. Można tu dobrze zjeść i odpocząć od zgiełku miasta. Wbrew pozorom (Wilno to w końcu stolica Litwy) jest tu cicho i spokojnie. Nie brakuje również terenów zielonych. 


 Ze wzgórza, na którym wzniesiona Zamek i basztę Giedymina mogliśmy podziwiać na prawdę piękną panoramę miasta. Jak widać tym razem się udało - pogoda dopisała w 100 %.





Tuż obok, góra Trzech Krzyży z równie malowniczą panoramą.



Przyszedł czas na Bazylikę św. Stanisława i Władysława. Miejsce ważne historycznie również dla Polaków. Tu pochowani są Aleksander Jagiellończyk, Barbara Radziwiłłówna, Elżbieta Habsburżanka oraz serce Władysława IV Wazy.



 Stąd już tylko przysłowiowy rzut beretem do ulicy, na której przez cały weekend odbywały się obchody dnia Europy. Mowa tu oczywiście o Gedimino pr (prospekt Giedymina), najbardziej reprezentacyjnej ulicy Wilna. Częściowo została ona zamieniona na deptak. Tu znajduje się m. in Litewski Narodowy Teatr Dramatyczny.



Dalej był już tylko luźny spacerek w bliżej nieokreślonym kierunku - tak właśnie najbardziej lubię odkrywać nieznane mi miasto.







A w niedzielę Kocia Kawiarnia ;) Jeśli ktoś jeszcze nie czytał mojego wpisu na ten temat zapraszam TUTAJ. Must read dla miłośników kotów i dobrej kawy ;)



Podsumowanie

Wilno na prawdę pozytywnie mnie zaskoczyło. Pomimo tego, że od stycznia 2015 walutą na Litwie jest euro, wyjazd nie obciąży waszej kieszeni. Ceny nadal pozostają na podobnym poziomie jak polskie.

Choć kuchnia litewska nie jest może najbardziej różnorodną na świecie miłośnicy potraw mącznych i ziemniaczanych odnajdą tutaj swój raj na ziemi. Cepeliny, placki, pierogi, kiszka ziemniaczana, pyszny chleb. Tym wszystkim ugości Was stolica Litwy. Jedzenie na 5 z +. Gdziekolwiek nie jedliśmy było pysznie i niedrogo!

Wilno polecam przede wszystkim tym, którzy lubią zabytkowe miasteczka z duszą. Wyjazd nie będzie na pewno przeładowany zwiedzaniem, ale miło spędzicie czas spacerując wąskimi uliczkami. Ten kierunek to idealna opcja na wyjazd weekendowy. Doskonale było to widać, ponieważ w sobotę i niedziele na horyzoncie pojawiło się znacznie więcej Polaków.

Obsługa, szczególnie w restauracjach, zadziwiła mnie biegłą znajomością języków obcych. Kelnerki porozumiewały się płynnie w 2-3 językach. Można było nawet liczyć na obsługę w języku polskim :)

Zbierając to wszystko w całość, jeśli jeszcze nie odwiedziliście Wilna zróbcie to koniecznie przy najbliższej możliwej okazji :)

Komentarze